Wraz z nadejściem pandemii koronawirusa, światowe rządy częściowo lub całkowicie "zamrażały" gospodarkę w nadziei na zmniejszenie liczby zachorowań. Zamykano markety budowlane, sklepy odzieżowe, punkty usługowe, a sklepy spożywcze i punkty gastronomiczne mogły funkcjonować pod specjalnym rygorem. Właściciele sklepów mieli do wyboru dwie opcje: albo pogodzić się z zamknięciem sklepu i starać się ograniczać straty, albo przejść do Internetu i tam pozyskiwać klientów.
Nietrudno się domyślić, że zdecydowana większość przedsiębiorców wybrała drugą opcję: zamknięcie punktu stacjonarnego i jednoczesne otwarcie wirtualnego sklepu. Wskutek takiej sytuacji w Internecie kupić lub zamówić można teraz dosłownie wszystko: narzędzia do majsterkowania, torty urodzinowe, a w niektórych wypadkach nawet leki wydawane na receptę. Pojawiło się też wiele usług, które stały się swoistą alternatywą dla "rzeczywistych" usług - treningi indywidualne na siłowni zamieniono na wirtualne sesje treningowe w domu, a konsultacje prywatnych praktyk lekarskich zastąpiono teleporadami. Wzrost ruchu sieciowego oraz stopniowe przenoszenie biznesu w realia e-commerce odbiły się szerokim echem, a dowody liczbowe nie pozostawiają najmniejszych złudzeń.
Jak wynika z raportu PMR Market Experts "Handel internetowy w Polsce 2020", nasz kraj zaliczył ogromny wzrost dynamiki sprzedaży internetowej, którą obrazują wskaźniki rok do roku. Jeszcze 12 miesięcy temu nasz rodzimy rynek e-commerce szacowany był na wartość 61 miliardów złotych przy wzroście 21,8% r.d.r. - obecnie nasz rynek wart jest blisko 76,8 miliarda złotych, co składa się na wzrost ponad 25% r.d.r.. Jest to jeden z najwyższych wzrostów w całej Unii Europejskiej, na który - jak na ironię - wpłynęła przede wszystkim szalejąca na świecie pandemia koronawirusa. Spośród wszystkich branż, zdecydowanie największym wygranym w obecnej sytuacji jest sektor e-commerce zajmujący się skupianiem i agregacją ofert restauracji, jak również dostarczaniem żywności na wynos.
Drastyczne, gwałtowne zmiany spowodowały szok popytowy na wielu płaszczyznach - w tym także w łańcuchu dostaw. Nie trzeba było jednak długo czekać: firmy takie jak Wolt, Uber Eats czy Glovo błyskawicznie wyszły naprzeciw oczekiwaniom tak właścicieli marketów, jak i samych klientów. Outsourcing usługi dostawy zamówionych produktów zapewnił szereg istotnych korzyści. Przede wszystkim, ogromne sieci sklepów, takie jak Biedronka, Kaufland, czy Żabka nie musiały tworzyć odrębnej komórki dostawców (przykład Tesco pokazuje, iż może to wypłukać cenne zasoby finansowe). Ponadto, kosztami dostawy zostaje obarczony klient, co dodatkowo niweluje "wkład własny" we współpracę po stronie marketu. Nie bez znaczenia jest także aspekt marketingowy - zaczęto tworzyć promocje w stylu "zakupy powyżej 150 zł dostarczymy za darmo!". Klient z kolei zyskał bezpieczną, szybką i wygodną metodę robienia zakupów bez wychodzenia z domu, co dla osób objętych kwarantanną stanowi niebagatelną korzyść. Pośrodku obu stron mamy dostawców, którzy rozwijają swoje sieci dystrybucyjne, tworząc nowe miejsca pracy.